Wyścig szczurów nie dotyczy już tylko dorosłych. Zaczyna dotyczyć także naszych dzieci. Oto kilka wypowiedzi zatroskanych tym osób:
- Większość z nas wie, jak to jest, kiedy mamy za dużo na głowie – nie jesteśmy się w stanie skupić i nagle popełniamy „głupie” błędy. Dlaczego wydaje się nam, że organizm naszych dzieci będzie reagować inaczej? Czy one nie mają prawa do dzieciństwa?
- Jak znaleźć „złoty środek”? Jak wybrać właściwie i nie przesadzić? To nie są łatwe pytania, a odpowiedź jest jeszcze trudniejsza. Może warto pokierować się lekarską maksymą „przede wszystkim nie szkodzić”.
- Pracując w szkole, widzę przerażającą mnie osobiście sytuację: bardzo często relacja rodzic-dziecko jest uzależniona od osiągnięć edukacyjnych malucha. Czy może być tak, że właśnie to jest motorem napędowym do zapisywania dziecka na różne zajęcia? Czy chodzi o to, aby móc popisać się przed znajomymi z osiągnięć naszych dzieci?
- A może po prostu to my jesteśmy tak zajęci własnym życiem, że próbujemy wypełnić czas naszych pociech. A może nie mamy pomysłu, jak spędzić czas z dziećmi?
Nie dziwcie się więc, kiedy 4,5-letnie dziecko mówi, że lubi tylko niedziele, wyjaśniając jednoczeń, że tylko wtedy nie ma żadnych zajęć i zaczyna wyliczać zajęcia dodatkowe, które ma każdego dnia.Już od kilku lat narasta zjawisko nadmiaru zajęć, jakie mają „dzisiejsze” dzieci. Coraz częściej spotykamy się z sytuacją, kiedy dziecko jest „wyłączone” z przemęczenia, nie jest w stanie myśleć odpowiednio do sytuacji, trudno jest do niego czasami dotrzeć.
Najczęstsze objawy to spadek energii, trudności z koncentracją, brak apetytu, dziecko długo śpi albo nie jest w stanie zasnąć, jest rozkojarzone i momentami jakby nieobecne, bardzo często podenerwowane.
Gdy zapytamy o czas wolny – nie potrafi powiedzieć co to jest (albo co wtedy robi). Zamiast biegać z koleżankami i kolegami po boisku lub parku – biega z zajęć na zajęcia – funkcjonuje jak dorośli z korporacji – dochodzi bardzo często do tego, że niektóre z dzieci mają zajęcia codziennie do godziny 18 lub 19. „Pracują” po 10 godzin dziennie, następnie wracają do domu i muszą nauczyć się na następny dzień do szkoły. Część z tych dzieci nie ma nawet wolnych weekendów. „Grafiki” mają tak napięte, że nie są w stanie nic więcej dodać.
Spotykamy się nawet z sytuacją, kiedy rodzice podają dziecku „leki” na podniesienie energii, gdyż było ono zbyt mało aktywne na zajęciach edukacyjnych, przy czym dla każdego powinno być jasne, że jest ono po prostu przemęczone.
Zastanawiacie się z czego to wynika? Czy to my, dorośli, próbujemy realizować się poprzez nasze dzieci? Czy widząc dzisiejszy pędzący świat, nie chcemy, aby nasze dziecko pozostawało w tyle? Myślę, że każdy musi samodzielnie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale problem w tym, że nie każdy rodzic zdaje sobie sprawę z wagi problemu.
Jak daleko zajdzie taka sytuacja? Kiedy wreszcie powiemy dość? Można rozumieć dylemat rodziców, szczególnie jeśli ich dziecko nie radzi sobie z edukacją – i w związku z tym ma zajęcia wyrównawcze z różnych przedmiotów, ale pamiętajcie, że dziecko w końcu jest tak zmęczone, że już z niczym nie jest w stanie sobie poradzić.
No i nie zapominajcie, że najważniejszych umiejętności, które przydają się w dorosłym życiu, dziecko uczy się samo; że zdobywa potrzebne kwalifikacje, zbierając nowe doświadczenia; że szkoła nie jest w stanie wszystkiego nauczyć ani wyposażyć we wszystkie niezbędne umiejętności.