Miałem niedawno okazję rozmawiać z dyrektorką i pedagożki jednej z jeleniogórskich szkól podstawowych. Rozmawialiśmy o skardze rodzica, który może nazbyt troskliwy, niepokoił się sytuacjami, jakie spotykają jego syna na terenie tej placówki oświatowej. Zapytałem o mutyzm, a One wskazały, że chyba chodzi o autyzm – z tym pierwszym pojęcie się jeszcze nie spotkały. Obiecałem więc coś o tym napisać i to czynię.
- Mówią, a potem przestają; wybierają osoby, z którymi chcą rozmawiać pomijając inne; zacinają się – czasem na chwilę, kiedy indziej na długo i bardzo długo.
Przykłady? Ignorują dziadków, jakby ich nie było; nie komunikują, że chcą siusiu, czasem zgłaszają to innemu dziecku, a ono zgłasza to pani w przedszkolu; nagle przestają się odzywać do ulubionej osoby, z którą wcześniej rozmawiały bez żadnych problemów; nagle przestają odzywać się do nauczyciela w przedszkolu, mówią tylko do kolegów/koleżanek. Dla otoczenia mogą wydawać się bardziej niż nieśmiałe.
To mutyzm. Występuje dwukrotnie części niż autyzm. Cierpi na niego od 6 do 12 dzieci na 1 tys. Często brany jest za nieśmiałość, bowiem różnicę trudno wychwycić. Jednak wbrew pozorom ludzie cierpiący na mutyzm często nie są nieśmiali. Nieśmiałe dzieciaki wierzą w siebie, mają niską samoocenę, a w mutyzmie, gdy dziecko odczuwa nasiloną presję otoczenia, a więc na przykład ma odpowiedzieć na lekcji, zabrać głos czy przeczytać kawałek tekstu, wpada wtedy w stan katalepsji – nieruchomieje, sztywnieje, jest jakby pozbawione emocji. Dzieci nieśmiałe generalnie mówią cicho, mają problemy z ekspresją, a te z mutyzmem mówią cicho tylko w sytuacjach społecznych, zaś w domu mogą zachowywać się już zupełnie normalnie, wręcz głośno, są gadatliwe.
Z mutyzmu się nie wyrasta. Nieleczony przekłada się na ogromne kłopoty w funkcjonowaniu społecznym. Czasem wręcz uniemożliwia normalne życie. Dorośli cierpiący na to zaburzenie nie potrafią odnaleźć się w społeczeństwie. Najprostsza sprawa staje się dla nich olbrzymim problemem. Nie są w stanie iść do urzędu czy wykonać ważnego telefonu. Czasem lęk przed mówieniem rekompensują sobie talentem i różnymi zdolnościami. Wybierają zawody, które nie wymagają kontaktu z ludźmi – pracują np. jako programiści czy graficy. Ale nierzadko wypadają poza nawias. Nie radzą sobie z życiem.
W dzieciństwie jest jeszcze czas, by działać. Tyle że trudno mutyzm zdiagnozować. Podczas gdy wyzwania drobne powodują, że dziecko nieruchomieje na chwilę, to długotrwały stres zaostrza objawy mutyzmu i powoduje, że łatwo stracić z oczu skutek i przyczynę.
Nieśmiałość jest o wiele łatwiejsza do wyleczenia niż mutyzm. Przy nieśmiałości stosuje się zwykle treningi, które poprzez odgrywanie scenek z codziennego funkcjonowania pozwalają pokonać wstyd i lęk. W mutyzmie te metody nie działają. Dlatego bardzo ważne jest podejście dorosłych. Trzeba dać dziecku czas na reakcję, wyłapać, co je rozluźnia, wytrąca z zamrożenia – i konsekwentnie to robić. Im częściej i łatwiej otwiera się dane dziecko, tym lepiej sprawa rokuje na przyszłość. Do tej wiedzy dochodzi się zwykle metodą prób i błędów. Zdarza się, że dzieciak ma już coś powiedzieć, o coś poprosić, już otwiera buzię, a tu nagle zniecierpliwiony dorosły pyta: „A ty co? Niemowa jesteś?”. Wtedy dziecko natychmiast się zamykało. A im więcej stresu, tym trwa to dłużej.
Rodzice – zwykle pierwsi diagnostycy – rzadko mogą liczyć na pomoc przedszkoli i szkół. – Dziecko w przedszkolu nie odzywało się przez dwa lata, jednak nie zwróciło to uwagi wychowawczyń, matka sama musiała od nich wyciągnąć, że dziecko takie ciche siedzi i często same. Gdy matka zaczęła się niepokoić, panie przekonywały, żeby dać dziecku spokój, bo to tylko pogorszy sprawę, bo przecież nieśmiałość z wiekiem sama minie. Takie dziecko uważane jest za grzeczne i spokojne, nawet jeśli nieśmiałe, więc nikt nie zawraca sobie nim głowy. W przeciwieństwie do dzieci z autyzmem czy z ADHD, na które nie sposób nie zwrócić uwagi, bo co chwila dają o sobie znać.
Co więcej, pierwsze rodzicielskie „diagnozy” (coś z moi, dzieckiem jest nie tak) często są ignorowane, bagatelizowane i to nawet przez specjalistów. – Gdy mama chłopca mówiła nauczycielom o mutyzmie, to nie chcieli słuchać. Do poradni psychologicznej zaproszono jej syna, bo chłopieć nie odezwał się słowem podczas rutynowych badań, z powodu rzekomych problemów logopedycznych. Ale chłopak nie miał żadnych problemów z wymową. Nauczyciele ze szkół, do których trafiły dzieci z mutyzmem przyznają, że brakuje im wiedzy. Gdy zdarzają się dzieci z problemami, kierowano są do poradni psychologiczno-pedagogicznej. W opiniach o dzieciach, które niechętnie mówiły, zawsze była mowa o nieśmiałości. Słowo mutyzm nigdy nie pada.
Trzeba koniecznie zdawać sobie sprawę z istnienia tego typu zaburzenia. Psycholog czy psychiatra może pomóc – terapia prowadzona wobec dziecka może przynieść efekty. Po iluś spotkaniach dziecko może w końcu odezwać się do terapeuty. Trzeba iść do przedszkola/szkoły i wytłumaczyć nauczycielom, jak mają postępować z takim dzieckiem, bowiem tylko jest szansa na poprawę. Ale przekonanie szkoły, że trzeba poświęcić dodatkowe 20 czy 30 minut raz w tygodniu na zajęcia pozalekcyjne i terapię w szkole, przeważnie graniczy z cudem. Tak więc rodzice takich dzieci najczęściej muszą radzić sobie sami – zrzeszają się, spotykają, biorą udział w zajęciach razem z dziećmi, żeby móc je obserwować, rozmawiają ze sobą, kiedy dzieci bawią się w innym pomieszczeniu. Na niektóre spotkania zapraszają psychologów, pedagogów. Przekazują sobie nazwiska specjalistów, informacje, wspólnie szukają pomocy.
Niestety, w Polsce brakuje specjalistów zajmujących się mutyzmem. Pomarzyć można o placówce, która specjalizowałaby się w terapii. Okazuje się jednak, że nie tylko brak wykwalifikowanych terapeutów utrudnia leczenie mutyzmu. Dzieci z tym zaburzeniem nie otrzymują od państwa żadnej pomocy, bo nie figuruje ono jako jednostka chorobowa. – Dziecku z autyzmem czy upośledzonemu należą się dwie godziny dodatkowych zajęć rewalidacyjnych. Autystyczne dzieci korzystają też z po-mocy nauczyciela wspierającego, który zajmuje się nimi przez cały dzień trwania zajęć szkolnych. Dziecko z mutyzmem jest samo. I jeśli nikt mu nie pomoże w ciągu pierwszych trzech lat nauki w szkole, to potem może być już za późno.
Korzystanie z pomocy fachowca przy podciągnięciu tego zaburzenia pod autyzm, nie jest właściwe. Chodzi o to, żeby państwo dało tym dzieciom szansę i zapewniło pomoc. Bo w tej chwili nie należy im się nic. Tymczasem sukcesy szkolne dzieci z mutyzmem zależą od dobrej woli nauczycieli. Formalnie stawia im się takie same wymagania edukacyjne, jak wobec wszystkich innych dzieci. Jeśli konieczne jest opanowanie czytania na głos, to oczekuje się tego w równej mierze od wszystkich uczniów. A jak sprawdzić stopień opanowania tej umiejętności u dziecka dotkniętego mutyzmem? Jak ocenić jego wypowiedzi ustne, umiejętność recytacji? Czasem można znaleźć na to metodę? Np. rodzice nagrywają, jak ich dziecko czyta wskazany przez nauczycielkę tekst w domu. Potem, za zgodą chłopca, naste[uje odsłuchali nagrania w klasie. Nauczyciel i inni uczniowie mają wtedy szansę usłyszeć jego głos, gdy wcześniej tylko jeden z jego kolegów mógł słyszeć, ale tylko jak ten chłopak szepnął do niego, jako do szczególnego kolegi, jakieś słówko.
Tak, trzeba tylko chcieć. Mutyzm to bowiem bardzo podstępna choroba, gdyż przez długi czas w ogóle nie wiadomo, że to choroba.