Każdego dnia przybywa ok. 190 kobiet, wobec których policja odnotowuje akty przemocy domowej. Tak, kobiety w polskiej, najczęściej, niestety, katolickiej rodzinie są po prostu bite i gwałcone. Biją panowie z marginesu społecznego i biją przedstawiciele elity. Stosują też przemoc fizyczną, seksualną, psychiczną lub finansową, a często łączą metody, osiągając w dręczeniu ofiar nieludzką wręcz sprawność.
W 2015 r. policja odnotowała ok. 70 tys. przypadków przemocy domowej wobec kobiet. Trzeba jednak pamiętać o skali przestępstw nieujawnionych, które w wypadku tego typu przemocy jest znacznie większa niż w innych kategoriach kryminalnych, bowiem wiele kobiet zaciska zęby i po prostu znosi przemoc – boi się oprawcy, wstydzi albo naiwnie liczy na poprawę.
Każdego roku ginie w Polsce ok. 150 kobiet, które są ofiarami przemocy domowej (trzy tygodniowo). Każdego roku przemocy fizycznej lub seksualnej doświadcza od 700 tysięcy do miliona Polek, a 10% kobiet w Polsce zostaje ofiarami gwałtu lub usiłowania gwałtu.
Z odnotowanych przez policję przypadków przemocy domowej, skazany zostaje ledwie co szósty jej sprawca, a i z tego w 86% przypadków skazani otrzymują karę więzienia w zawieszeniu, a tylko 4% otrzymuje nakaz wyprowadzenia się z miejsca, w którym mieszka z ofiarą przemocy, bowiem jeśli nawet dojdzie do rozprawy, ofiara jest najczęściej skazywana na dalsze przebywanie z katem.
Z wypowiedzi kobiet, które zgłaszają się do naszego Komitetu przemawia gorycz, bowiem jak twierdzą większość pomocy oferowanej ofiarom przemocy zarówno przez państwo, jak i przez organizacje pozarządowe to fikcja. – Jak to jest być ofiarą? To gorsze niż więzienie. Więzień chociaż wie, jaki ma wyrok. Ofiara nigdy. (…) Ofiara, by dochodzić swoich praw, musi chodzić z kodeksem w ręce i pokazywać, jakie ma prawa, a policja obowiązki – mówiła jedna z nich.
Policja mało, że nie zna przepisów, nowelizacji, to jeszcze zwyczajnie się boi i nie chce wychylać, a sąd rodzinny sięga przecież zawsze po opinię od policji – dokładnie od dzielnicowego. – Seks bez zgody to gwałt, a policjantka z komendy powiedziała mi „widziały gały, co brały”. Gdzie więc szukać pomocy? – mówiła i pytała inna.
Policjantka – specjalistka od przesłuchań w związku z gwałtami – tłumaczy kobiecie, że dopóki żyje jej oprawca, ona sobie życia nie ułożę. Zamknięcie go na 48 godz. może spowodować, że gdy wyjdzie możliwe, że ją zabije. Zamiast zmotywować kobietę do ścigania sprawcy, robi wszystko, bym go nie ścigała, zwyczajnie kobietę straszy, która bezpośrednio po pobiciu i gwałcie jest wystarczająco przerażona.
Dlaczego ofiara musi występować na piśmie do prokuratora z prośbą o wgląd w akta? Oczywiście prokuratura dla obywateli funkcjonuje w odpowiednich godzinach, zazwyczaj do 14.00, a prokurator jest wiecznie niedostępny. Gdy ma się siedem dni na odwołanie, nie ma chwili do stracenia. Pierwszego dnia występuje się o zgodę na wgląd w akta. Na drugi dzień – optymistycznie – otrzymuje się zgodę. Chyba że nie ma prokuratora, to jeszcze trzeba poczekać. Gdy dostaje się zgodę na wgląd w akta, a chce się skserować jakieś strony – znowu trzeba wystąpić na piśmie o zgodę do prokuratora. To z kolei powoduje, że na taką zgodę czeka się 1-2 dni. Oczywiście ksero kosztuje. 1 zł strona, a za zgodność z oryginałem 6 zł za stronę. Akta zazwyczaj są grube i trzeba mieć kasę, by to wszystko opłacić. Nie należy zapominać, żeby zmieścić się w czasie, by napisać odwołanie. Jest to wyścig z czasem i z pieniędzmi. Nikt nie zastanawia się nad tym, że ofiara często jest poturbowana, okaleczona psychicznie, fizycznie i finansowo.
Oczywiście wszystko załatwia się osobiście. Nikogo nie interesuje to, za co się jeździ, skąd brać na to fundusze, jak zapewnić opiekę dla dziecka w momencie, gdy się pracuje, kto zgodzi się na to, by jego pracownika nonstop nie było w pracy. Oczywiście dane osobowe świadków, adresy, ich zeznania są w pełni dostępne dla sprawcy przemocy, co skutkuje tym, że świadkowie później mają „odwiedziny” i rozmyślają się, zmieniają wersje, nagle mają amnezję itd. Gdy ofiara szuka pomocy finansowej, nie ma za co żyć, nie jest w stanie iść do pracy, bo jest tak poturbowana fizycznie, a także psychicznie, pomoc społeczna mówi: masz tatusia, który ma emeryturę, niech on ci da. Ale tatuś nie chce dać, gdyż ma pretensje do ofiary, że wyszła za mąż za osobę, która okazała się przestępcą i ściągnęła kłopoty na rodzinę. Sąd ponad 8 lat po rozwodzie wysyła byłych małżonków w sprawie o dziecko na terapię okołorozwodową, z udziału w której muszą się przed sądem rozliczyć. Tylko czemu ta terapia ma służyć? Czy sąd ma jakąkolwiek wiedzę na temat zagadnień poruszanych w czasie terapii? Ponadto czy ktoś bierze pod uwagę, kto się zajmuje dzieckiem, gdy przez 3 miesiące bierze się udział w prawie czterogodzinnych zajęciach? I który pracodawca pozwala na to, by pracownik ciągle wychodził wcześniej z pracy ze względu na terapię? Nie wolno też pod żadnym pozorem chorować. Sądy wprowadziły, iż trzeba przedłożyć zaświadczenie potwierdzające chorobę przez biegłego lekarza sądowego. Sędzia w 99,9% przypadków wymaga tego i np. chce, by złożyć dokument w ciągu 14 dni. Gdy się jest chorym, należy leżeć, a nie jeździć i załatwiać formalności. Jeśli można jeździć i załatwiać formalności, to również nie ma problemu z trafieniem na sprawę. Ale tego sąd nie rozumie, więc należy wystąpić o ksero karty zdrowia z przychodni. Wniosek składa się w placówce. Przychodnia za drobną opłatą wykonuje ksero, ale ma na to do 30 dni! Gdy cudem dorwie się ksero, należy umówić się do specjalisty, który widnieje na sądowej liście lekarzy. Jest ich niewielu, a terminy są odległe. Zaświadczenie kosztuje – tzn. w zeszłym roku 100 zł albo 120 zł. Przypominam o 14 dniach na złożenie zaświadczenia. Gdy jakiś psycholog pisze prawdę, to okazuje się, że wg specjalistów z ośrodków sądowych jest przekupiony, bo dziecko jest przez niego prowadzone prywatnie. Zapomina się o tym, że terminy oczekiwania w ramach bezpłatnych terapii są kilkuletnie. Ciekawe, że ten sam psycholog, gdy pracuje w sądzie mówi i pisze prawdę, ale prywatnie już na pewno kłamie. A przecież korzysta się z usług specjalisty dla dobra dziecka, by miało wsparcie fachowca. No i płaci się 200 zł za godzinę.
W Polsce pod każdym względem opłaca się być katem. Co ma zrobić kochająca matka, jak ochronić swoje dziecko? W czym pomaga państwo? Tylko w tym, że ofiara czuje się jak wyrzutek, a nawet przestępca. – Mówi się o równouprawnieniu. Mam w nosie prawo do uprawiania sportów walki czy możliwości wciągnięcia mnie do armii. Jestem kobietą i chcę nią pozostać. Chcę czuć się bezpiecznie i chcę mieć gwarancje, że moje dziecko jest bezpieczne, że jest i będzie chronione – zwierzała się jedna z naszych podopiecznych.
I tak gehenna kobiet trwa a jej końca nie widać. W bezpośredniej rozmowie opowiadają o przemocy, biciu i gwałtach, jakich doznały w małżeństwie. I nie dziwi, że większość z nich skrzętnie ukrywa swój problem. Wstydzą się i boją reakcji ludzi.
No i co z tym fantem zrobić? Podpowiedzcie!