Do naszego Komitetu zwraca się wiele osób zaniepokojonych, a nawet zrozpaczonych sytuacją, w jakiej znaleźli się oni sami lub inne znane im rodziny w związku z posiadaniem dzieci. Czasem jest to prośba o pomoc, czasem o zwykłą poradę, a czasem tylko „wylanie żalów”, ale najczęściej trafiają do nas sprawy, które „stanęły” już przed obliczem Sprawiedliwości i wtedy na ich prośbę włączamy się do sprawy, a Sądu – sporządzamy opinię.
Nie prezentujemy tych spraw na naszej internetowej stronie. Jednak czasem sprawa jest tak typowa, a jednocześnie tak bulwersująca, iż warto ja upublicznić. Warto, bowiem ta sprawa, którą niżej publikujemy – jak mówi sama zainteresowana, dając nam na to swoją zgodę, że… zależy mi żeby sprawa trafiła do dużej liczby odbiorców, bo ja sama czuję się już totalnie bezsilna.
Uwaga! Jedyny skrót w liście wynika z prośby jego adresatki.
Dzień dobry.
Zdecydowałam się napisać do Terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka, ponieważ uważam, że prawa mojego synka i moje, jako matki posiadającej pełne prawa rodzicielskie, są permanentnie łamane. Od niemal pół roku, po porwaniu rodzicielskim dokonanym przez mojego męża, jestem pozbawiana faktycznego kontaktu ze swoim, w tej chwili 12-miesięcznym synkiem. Żadne instytucje nie są w stanie wyegzekwować prawomocnego postanowienia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z nadaną klauzulą wykonalności [od 20.11.15 r. czekam na przyznanie kuratora do przymusowego odebrania dziecka (rozprawa wyznaczona jest na 22 stycznia), interwencje policji podczas prób odebrania Michałka również nie przynoszą pożądanego efektu]. W Sądzie Okręgowym w Jeleniej Górze toczy się sprawa rozwodowa z mojego powództwa. Pozew rozwodowy złożyłam w czerwcu tego roku po tym jak wyprowadziłam się z naszym 3-miesięcznym dzieckiem do rodziców (…). Małżonek i jego rodzice 24 czerwca porwali naszego 6 miesięcznego (!) synka w czasie szczepienia w przychodni zdrowia. Pisałam między innymi do Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich, zgłosiłam już dwukrotnie zaginięcie dziecka na Policji, założyłam mężowi „Niebieską kartę”. Sprawą zainteresowała się również lokalna prasa. Sprawa niecierpiąca zwłoki ciągnie się już pół roku, a malutkie dziecko jest pozbawione kontaktu ze swoją matką. Uważam, że prawa moje i mojego syna są łamane. Malutkie dziecko ma prawo do posiadania niczym nieograniczonego kontaktu ze swoją matką, które na tym etapie życia jest dla niego niezbędne do prawidłowego rozwoju oraz poczucia bezpieczeństwa. Działanie instytucji mających na celu egzekwowanie przestrzegania prawa jest zupełnie nieefektywne i godzi w dobro małoletniego dziecka. Pragnę nadmienić, że moje działania ukierunkowane były i są na rozwiązanie powyższej sprawy zgodnie z istniejącym w naszym kraju prawem. Natomiast działania mojego męża naruszają normy prawne i społeczne. Wnioskować można, iż postępowanie niezgodne z prawem jest w naszym kraju skuteczniejsze. W związku z powyższym proszę o pomoc, bo każdy dzień opóźnienia w przedmiotowej sprawie wyrządza nieodwracalne zmiany w psychice mojego syna.
Z poważaniem, Urszula z Jeleniej Góry
Bardziej zainteresowanych sprawą odsyłamy do artykułu: Sławomira Sadowskiego Pól roku bez Michałka „Nowiny Jeleniogórskie” Nr 2 z 12.01.16 r., str.3 oraz informujemy, że zwróciliśmy się do mamy Michałka o podanie numeru kontaktowego telefony, co umożliwi nam nawiązanie z Nią bezpośredniego kontaktu, włączenie się do sprawy, jeśli wyrazi taką wolę oraz udzielenie optymalnej pomocy.